na północ
czyli jak za 50 euro na osobę spędzić 3 tygodnie ;)
(bez obrobienia rodzicom lodówki się nie obejdzie)
ogólnie nie ma co ściemniać - wspólny wyjazd był jedną wielką pomyłką ale na zdjęciach i tak wyszliśmy ładnie ;P
jak ktoś chce poczytać relację na bieżąco to jest tutaj
w drogę
jak zawsze zaczęliśmy od suwalszczyzny. u babci anieli były pączki i inne fajności
w suwałkach złapaliśmy samochodzik do samej rygi.
w rydze byliśmy dosyć późno i marcin zaproponował nam nocleg u siebie
zjedliśmy kolację, oglądneliśmy "taxi2" na dvd i poszliśmy spać
ryga i dalej
duże miasto z małą starówką. panienki sobie przy mnie zdjęcia robiły jak z niedźwiedziem w zakopanem, chyba mnie z kimś myliły. ja sobie zrobiłem fotkę ze zwierzakami.
za rygę pojechaliśmy elektriczką, zjedliśmy śniadanie na plaży...
...i na szosie koło plaży złapaliśmy stopa od razu do talina.
talin
starówka na górce, puściutka. a na dole, bliżej portu jedna wielka impreza. pełno nawalonych finów leżących na chodnikach.
helsinki
następnego dnia rano popłynęliśmy do helsinek. squat w helsinkach
bardzo duża część helsinek jest secesyjna (jak np ten kościół na wzgórzu)
finlandia to kraj darmowego internetu. poza bibliotekami terminale są w muzeach, centrach handlowych albo tak jak tu na poczcie
wyspy
niektóre dzielnice helsinek są na wyspach, tak więc część komunikacji miejskiej odbywa się promami
niektórzy mieszkają w takich miejscach, że bez własnej łódki ani rusz :) zresztą jest tu wszystko to czego przeciętny fin potrzebuje: domek, sauna (domek po lewej) i pomost dla łodzi.
suomenlinna to wyspa broniąca helsinek, jest tu duży fort (ale jakoś na zdjęcia się nie załapał)
dalej już małe wysepki i zatoka fińska
mimo wszystko jeszcze na północ
raz lepiej raz gorzej
chcesz podróżować tanio zabierz ze sobą plecak chińskich zupek ;)
ktoś nam próbował wytłumaczyć, że w kontiomaki jest dużo niedźwiedzi. pan nie znał angielskiego i tłumaczył nam to po łacinie (serio), niestety zrozumieliśmy że nazwa kontiomaki oznacza niedźwiedzia. dopiero w drodze powrotnej dowiedzieliśmy się, że rozbiliśmy namiot w miejscu gdzie żyje ponad 200 niedźwiedzi. a przy okazji to tak wygląda środek nocy w środkowej finlandii - słońce zachodzi ale jest dosyć jasno.
poranek
ritva
ritva jak się dowiedziała, że nie byliśmy jeszcze w saunie, zaprosiła nas do swojej :)
w finlandii ludzie mają dużo dzieciaków (conajmniej trójkę) ritva ma piątkę
i odpowiedni do pomieszczenia tylu osób domek (osiemnaście pokoi). z okien zwisają charkterystyczne dla finlandii drabinki sznurkowe (znane z muminków :) ) rzecz niezbędna dla każdego dzieciakia żeby zręcznie wyminąć czających się na dole rodziców.
ja, ritva i sauna (w tle)
no i jeszcze na północ
poranek w rovaniemi
dokładnie na kole podbiegunowym
dom świętego mikołaja, serio tam urzęduje. przez te kilka miesięcy kiedy nie ma śniegu wygląta tu nieciekawie.
a w laponii słońce nie zachodzi. zdjęcie zrobione o północy, czyli słońce schodzi na tą wysokość a potem zaczyna się podnosic.
dziwna atmosfera. wygląda jak w dzień a miasteczko wymarłe, bo wszyscy w łóżkach
renifery
renifery zachowują się tam jak bezpańskie psiaki, nikt też na nie nie zwraca uwagi. nawet widzieliśmy jak jeden zaglądał do śmietnika :)
i na południe
ciekawe ilu autostopowiczów utknęło w takim miejscu (finlandia jest wielkości polski, ma 5 milonów mieszkańców, a i tak prawie wszyscy mieszkają na południu. tu na północy jest tylko las)
z tym panem o głosie jak clint eastwood (po angielsku niestety nie mówił) przejechaliśmy 900 kilometrów na południe. pod rosyjską granicę (blisko petersburgu). ja jako fan "drużyny a" nie mogłem sobie odmówić przyjemności poprowadzenie jego chevyego :)))
rozprostowywanie kości po 10 godzinach podróży. poranek wśród sosen
a teraz na zachód
w lahti mieliśmy piękny widok za oknem. niebo przez całą noc zmieniało kolory
tak to wyglądało przed namiotem
wieśniara ;)
z autostopowych nudów robi się różne głupoty. po tym wejściu (gdy zdygałem metr przed szczytem i ani w górę ani w dół) powiedziałem, że już nigdy więcej ;)
w naantali czyli u muminków
dotarliśmy tu wieczorem i rozbiliśmy namiot na wyspie muminków. rano popłynąłem popatrzeć jak to u tych muminków wygląda (bilet kosztowal 10 euro, więc wybrałem drogę morską). wygląda ładnie - a w ich okrągłym domu to mógłbym zamieszkać. za mną kabina kąpielowa, w której mieszkała kiedyś tootiki.
pod kawiarną mamy muminka (nie zrozumcie źle tego zdania)
aniela i tove
a miasteczko naantali wygląda tak
i jeszcze raz do helsinek
pod salo przypałętał się nam do namiotu kot. był miły, pozjadał wszystkie komary.
cerkiew w centrum helsinek
i kościół ewangelicki (zimą po tych schodach jeżdżą na nartach)
no i do domu
tą szybką bestią przypłynęliśmy do talina
do rygi zawiózł nas milczący bodyguard swoim jeepem. tam za resztkę łatów pojechaliśmy autobusem jakieś 50 km. w autobusie bylo chyba ze 40 stopni i wszyscy spali.
no już coraz bliżej
uwielbiam fotografować się z telefonami w krajach bylego zsrr :)
"litwo, ojczyzno moja" czyli już praktycznie w domu (litewska suwalszczyzna)
koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz