większość czasu spędziłem w czytelni sztuki, tak wyglądał widok z mojego stanowiska
a poniżej:
przez pierwsze dwa dni uwiódł mnie szukalski, przejrzałem wszystkie dostępne pozycje przez niego wydane (tylko te za życia) i pisząc uwiódł nie przesadzam. już wcześniej go lubiłem (inaczej bym tych książek nie zamawiał), ale informacje o nim zawsze były z drugiej ręki, widziałem jakieś rozrzucone reprodukcje jego prac. o jego życiu nie wiedziałem za wiele (tzn myślałem, że wiele, aż do wizyty w tej bibliotece) pierwszy raz miałem okazję zobaczyć wszystko od początku do końca. w pierwszych godzinach fotografowałem sobie co ciekawsze strony, a kończąc dzień kopiowałem strona po stronie całe książki. muszę zaznaczyć, że w NYPL można fotografować książki, jest tylko parę ograniczeń: aparat ma mieć wyłączony dźwięk, nie można stawać na krześle ani robić żadnych dziwnych wygibasów gdy książka nie mieści się w kadrze, nie można również kłaść książki na podłodze czy jej wyginać, rozpłaszczać.
teraz mam już do stacha mniej emocjonalny stosunek ale muszę przyznać, że od lat nie byłem w takiej euforii z powodu książek. w dwa dni prześledziłem całą jego drogę od butnego nastolatka, do szalonego starca (pierwsze książki były z lat 20tych a ostatnie 80tych). w polsce, szczególnie na śląsku znamy go jako rzeźbiarza, muzeum w bytomiu ma parę jego prac, kiedyś jego płaskorzeźba zdobiła wydział filologiczny uś na placu sejmu śląskiego w katowicach, no i oczywiście odpowiedzialny był za wygląd muzeum śląskiego które jednak nie przetrwało wojny. zapewne to zdjęcie było zrobione w katowicach:
ale stach poza rzeźbieniem miał o swojej sztuce sporo do powiedzenia i pisał pisał pisał. czasem rzeczy genialne, czasem głupoty. proporcja drugiego kosztem pierwszego rosła z wiekiem, a pod koniec życia zostało w nim już tylko rozczarowanie. choć chyba całkiem słuszne, skazano go w polsce na zapomnienie, pewnie w końcu trafi do historii polskiej sztuki jako jeden z najwybitniejszych, ale za życia został z tej historii zupełnie wymazany.
muszę też przyznać, że to niesamowite uczucie mieć w rękach te książki wydane w tak niewielu egzemplarzach (niektóre były numerowane, a liczby były dwucyfrowe) leżące sobie bezpiecznie tutaj w nowym jorku już niemal sto lat, z dala od europejskich wiatrów historii. uwielbiam detale każdego egzemplarza.
no dobra, koniec odsłaniania się (jak ktoś niezorientowany to te pieczątki to było porno dla bibliofilów)
nie chcę wrzucać tu najbardziej znanych prac szukalskiego one są do wyguglania, wrzuce jeszcze tylko na koniec mało znane grafiki z czasów gdy był dzieciakiem
"liberty and the law of gravity"
"simplicity as wisdom charmer"
no i może młodzieńcze jego mądrości ;)
mógłbym z tych książek zrobić całego bloga :-) no ale już dość
skoro zająłem tyle miejsca szukalskim to może już tylko wrzucę fragment innej rzadkiej pozycji dotyczącej słoweńskiej grupy artystycznej IRWIN i pójdę w końcu spać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz